Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/313

Ta strona została uwierzytelniona.

chwilkę się ukazawszy, znikał, rozbierał się i wygodnie spoczywał, nie mieszając do towarzystwa.
Ojciec królowéj stary d’Arquien, pycha uosobiona, który we Francji niemogąc grać roli jaką chciał, tu sobie stanowisko przywłaszczał, próżności jego dogadzające — prezydował zwykle na pokojach.
Król go oczywiście szanować musiał, ale rad omijał, bo mu rodzina cała dosyć już dojadła... królowa zaś z jednym tym ojcem była w zgodzie, bo z siostrami i szwagrami często rozbrat bywał i na dworze się nie pokazywali. Łaskę u niéj zdobyć było łatwiéj niż ją utrzymać, gdyż ludźmi pomiatała, służyć sobie kazała, zaprzęgała ich w niewolę taką, że rzadko kto mógł wytrzymać. Na dworze wiekuiście, można powiedzieć, panowała wojna, bo bez niéj zgryźliwa królowa nie mogła wytrzymać.
O sobie pod te czasy niewiele mam do zapisania. Boncourowa która się za mąż napróżno wydać chciała ciągle przy dworze królowéj, jak wiele innych wisiała tam się trzymając że zawsze coś miała do doniesienia a gdy plotki brakło, łacno ją z niczego tworzyła. Polowała na wielu, a powracała do mnie, snadź rachując na pewno, że gdy się nic lepszego nie znajdzie, weźmie kiedy zechce. Na tem się wszelako omyliła. Miałem dla niéj zakamieniałą pasję, ale żenić się nie mogłem. Na wsiby ona nie wyżyła, a jam się nie wyrzekał tego by życie zakończyć starym obyczajem w swem gnieździe. Już mi też powoli starzejącemu wszelka myśl ożenienia odeszła — Boncourowa ciągle goniąc za małżeństwem — w końcu zdesperowawszy postanowiła się rozprawić ze mną stanowczo. Zaprosiła mnie więc raz do siebie na ową kawę, która podów-