Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

szczęśliwie przed panią Hetmanową, której się dopiero spodziewano. Był więc czas odetchnąć.
Po Lwowie mi się Warszawa wydała bardzo piękna, a ruch tu jeszcze większy, chociaż król się też pod Gliniany wybierał, i koło zamku, frekwencja była daleko mniej żywa, niż przy kwaterze p. Hetmana.
We dworze, który zajmować miała pani nasza, część już fraucymeru i nas dworzan — oczekiwało na nią, z ochmistrzynią i rodzajem marszałka tymczasowego, który był człek niemiły i opryskliwy i wielce godność swą nową noszący dumnie.
Szczęściem był rodem z Wołynia, i familję moją znał, albo o niej słyszał, więc dla mnie dosyć się uprzejmym obiecywał.
Na tym punkcie mojej spowiedzi stanąwszy, pióro mi niemal odmawia posługi, tak człowiekowi trudno się przyznać do — słabości swych...
Słabością ja to zowię przez konsyderacją dla siebie, choć surowiej biorąc, inaczejby denominować należało.
Pierwszego dnia przybywszy oprócz IMPana Łowczyca, który marszałkował, i dwu młodych dworzan przyszłych towarzyszów moich nie widziałem nikogo. Dużo było do czynienia z rozgoszczeniem się, postawieniem koni, poznoszeniem rzeczy kosztowniejszych i t. p. Jeść mi dano do izby i cale nieosobliwie, alem o to wiele niedbał...
Nazajutrz, ponieważ wcale do czynienia nie było nic, a o Hetmanowej wiadomości nie mieliśmy, wolnym byłem i do kościoła Ks. Bernardynów chciałem na mszę świętą, gdy w samych wrotach — Ochmistrzynią starą francuzkę spotkałem, również z książką od-