rodziny własnéj i Sobieskiego żywa dusza jéj nie sprzyjała.
Zapóźno teraz było sobie serca pozyskiwać.
Jakub, gdy mu doradzono, chociażby dla oka ludzkiego tylko, z matką się pojednać, a ta wszelkie pośrednictwo odrzucała i zapowiedziała mu że gdyby się ważył próg jéj przestąpić, każe go służbie precz wypchnąć — namyślał się długo, aż czy to z naprawy czyjéj, czy z własnego planu, postanowił gdziekolwiekbądź jéj drogę zajść, bodaj wychodzącéj z kościoła, paść do nóg publicznie i w ten sposób niejako zmusić do przejednania. Starał się tylko o to, ażeby mieć przy sobie świadków, gdyż na ich przytomność rachował...
Zawiadomiono go, że dnia jednego królowa ma Wizytki odwiedzić i o pewnéj godzinie powracać od nich będzie. Nagotował się więc z przyjaciołmi, których było osób ze dwadzieścia wraz ze służbą, i oczekiwali na przejeżdżającą...
Królowa, któréj towarzyszyła straż tatarska, poznawszy syna i domyślając się o co szło, kazała woźnicy i tatarom aby zawrócili i uchodzili. Jechał przy kolebce starszy podkomorzy jéj Sawicki, któremu też dała rozkaz — aby niedopuszczał spotkania.
Ale panowie Senatorowie towarzyszący Jakubowi zajęli tak ulicę i powóz opasali, że ani ujść ani daléj jechać nie było sposobu. Królowa stukając w szyby wołała ciągle aby jechali, a kroku daléj nie można było przebojem uczynić.
Jakub z konia skoczywszy, prawie się pod koła karety rzucił, nie pomogło to nic. Niechciała słuchać jego, ani żadnego z tych, co w jego imieniu z obu
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/332
Ta strona została uwierzytelniona.