Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/338

Ta strona została uwierzytelniona.

inny, okrom królowéj albo królewicza Jakuba mógł sobie przywłaszczyć i wykraść je, śmieszna pomyśleć nawet.
Kufry były wcale nie małe, na lada wózek ich nawet nie było zabrać, — i stały zawsze pod kluczem, a z twarzy je znali wszyscy.
— Wszystko się tu wyjaśni — czekaj, — rzekł Matczyński — nie gorącuj się tylko i nie mów o tem wcale, bo możesz na siebie gniew ściągnąć. Is fecit cui prodest... Mnie się wszystko zdaje iż królowa dla tego o nie się tak troszczy, że je już musiała sama wziąć. My po nici do kłębka dojdziemy, ale trzeba milczeć, dosyć wstydu i sromoty bez tego... Niech lepiéj przepadają tysiące i krocie, niżby poczciwe imie pana naszego cierpiało na tem. Wiesz Wmość z pisma jako synowie Noego nagość jego i sromotę okrywali.
Nie łatwo mu przyszło mnie zmitygować.
Przypomniałem mu że po obiciu i okuciach sepety były tak znaczne i od innych się odróżniały, że jabym je w piekle poznał... W Wilanowie zaś wszystkie zakamarki zwiedzałem, i wiem że ich tam nie było, na Zamku też pewno niema... Jeżeli w Jaworowie się nie znalazły, a dobrze szukano, należało tam za niemi iść, gdzie reszta skarbu królewskiego złożoną była..
Matczyński mi nie dał dokończyć, ręką zamachnąwszy w powietrzu, i szepnął cicho:
— Nową koronę, berła, jabłko, miecz poświęcany papiezki — królowa trzyma u siebie — sepety u niéj też być muszą, ale się niemi dzielić nie chce... — w tem sekret cały... My tego dojdziemy. Gdyby w istocie z ginęły garnitury — byłoby daleko więcéj o nie wrza-