Tym co Jakuba podtrzymywać myśleli, ręce poopadały.
Na Jabłonowskiego nie mogąc rachować, bo ten się całkiem od niéj odstrychnął — oddała się przewrotnemu Polignacowi, który z wielką subtelnością uwodził ją, zręcznie się nią posługiwał, a wcale jéj pomagać nie myślał.
Z tego com sam po ludziach chwytał i co mi Szaniawski przynosił, niewielem się mógł nauczyć — bo on też ostrowidzem nie był, a mnie te frymarki tak obrzydły — żem nie rad się o nich informował.
Siedziałem tymczasem przykuty do Warszawy — gdyż z powodu wyjazdu Jakuba sprawa sepetów z garniturami wyklarowaną być nie mogła.
Jednym razem pod koniec roku, jak z procy wyleciało dotąd nieznane nazwisko francuzkiego kandydata, ks. Ludwika de Conti — siostrzeńca króla Ludwika XIV — sławnego już wodza, ale — żonatego.
Jak tylko się rozgłosiła ta kandydatura, na zamku zawrzało — królowa gdyby szalona, kazała do karety zaprządz i sama poleciała do Polignaka.
Na parę dni przedtem jeszcze dla niego tak serdecznie usposobioną była, że mu własny wizerunek podarowała.
Ten zobaczywszy u niego na ścianie zawieszony, własną ręką go zerwała i zrzuciła na ziemię.
Można tedy miarkować jak się tam francuz miał z pyszna, co mu się dostało i jak się z nim rozeszli.
Musiała tedy królowa potem nawrócić do Jakuba i do jego austryjackich protektorów — ale ci już znać jéj nie chcieli i nic nie mogli uczynić.
Cesarz się tem tłumaczył iż Ojca Świętego słuchać
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/344
Ta strona została uwierzytelniona.