Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.

tnia. Wpadła Hetmanowa z gwałtownością wielką na niego, wyrzucając mu że siebie, ją i przyszłość dzieci, jakiejś fantazij poświęcał... Słuchał dosyć zimny, z początku mężnie się opierając.
Powtarzały panny, które u drzwi słuchały, całą tę między małżeństwem rozprawę, w której i łez i gniewu i pogróżek zażywała Hetmanowa, a ci co znali ją i jego wiedzieli dobrze na czém się to skończyć musi, i że Sobieski w ostatku znużony, przeciwko przekonaniu ulegnie...
Tym czasem jednak zakończyło się pono tem iż Hetman powiedzieć miał do żony.
— Nie chcę aby mnie Pacowie tak na tortury brali, jak Praźmowski i my wszyscy męczyliśmy tego nieszczęśliwego Michała... — Pomsty Bożej się lękam, Paców znam, niechcę ich mieć przeciw sobie, życie nam zatrują. — Wyboru ani korony nie przyjmę, jeżeli się oni nie zgodzą...
Przez caluteńką noc, ani Hetman, ani żona szczególniej nie udała się na spoczynek, nawet chwilowy...
Przybiegali posłańcy z doniesieniami, wyprawiano listy, wszyscy byli na nogach, tak samo u nas jak na zamku, w klasztorze OO. Jezuitów, u Bernardynów i t. p. Pacowie na Pragę się cofnąwszy, tam obozem rozkładali, a słychać było że z wieczora jeszcze przeciwko Elekcij protest do Akt w imieniu Litwy zapisali...
Mnie dopiero później na to wszystko otworzyły się oczy — bo naówczas patrząc co się działo, wiedziałem tylko iż się panowie rozgorączkowywali, gniewali, występowali, — alem sprężyn tych machinacij nie dopatrzył. W istocie zaś wojna to była, pomię-