król przynajmniéj wytchnąć mógł i na nowe zdobyć się siły.
Ja z rozkazu pana, z listami jego do Żółkwi go wyprzedzić musiałem, gdzie zwyciężcę już po całym świecie wysławionego, posłowie mocarstw obcych powitać mieli, — chociaż on pewnie mniéj to sobie ważył niż ucałowanie rączek najukochańszéj Marysieńki, za którą jak tęsknił, jak do niéj posyłał, jak jéj listów żądny był, tego ja wypowiedzieć nie potrafię.
W Żółkwi znalazłem królowę, jeżeli to być mogło, teraz jeszcze nowemi męża tryumfami i sławą jego, po całym świecie rozniesioną — dumniejszą niż przedtem była. Przystąpić do niéj było trudno, takiego bałwochwalczego poszanowania wymagała, a w pojęciu swoim na świecie całym chyba równéj jéj nie było. Kto chciał u niéj, niełaskę ale bodaj wejrzenie łagodniejsze pozyskać, musiał padać, czcić i wenerować, jako dawniéj poganie czcili swe bóztwa i okadzali.
Nie było jednéj z pań, krewnych i najdostojniejszych naówczas niewiast, z którą by w zgodzie wytrwała, a w końcu się nie skłuciła — że od niéj uciekać musiały. Nikt z nią nie mógł wyżyć, krom tego nieszczęśliwego męża, a i ten cierpiał więcéj niż się rozkoszą napawał...
A co to był za człowiek!! Gdyby nie ta jedna jego słabość dla żony, która wcale miłości warta nie była i mówiła czasem mu w oczy że go nie kochała, bez skazy bohaterem swego wieku i narodu nazwać by go można. Do czego się kolwiek wziął, w każdą sprawę serce wkładał, a to jest największa w świecie rzecz... Na wojnie cały był żołnierzem, życia sobie nie ważąc wcale — na polowaniu tak samo łowcem był
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/84
Ta strona została uwierzytelniona.