Przyczyniało się do tego faworu, wcale mi nie pożądanego, żem na nieszczęście w oko wpadł najulubieńszéj ze sług, powiernicy i niemal przyjaciółce, bez któréj królowa żyć nie mogła, pannie Federba...
Wstyd o tem mówić i pisać. Było ich dwie przy królowéj, nienawidzących się wzajem, zazdrosnych o siebie, trzęsących całym dworem i więcéj może niż nim, panna Letreu i ta Federba.
Z prostych panien służebnych, umiały się jéj stać tak niezbędnemi, że się bez nich obejść nie mogła.
Jam naówczas, jak ludzie powiadali, niczego wyglądał, młody byłem, przystojny, zdrów, podczas wesół, a wiedziano téż żem z dobrego rodu pochodził nie bez grosza był.
Niewiem zaprawdę jak mogłem się podobać Federbie, która była już nie zbyt młodą, i dobrze przywiędłą i, choć z twarzy nie brzydką, ale wychudłą strasznie, tak że ją służba do kościotrupa porównywając, kostuchą przezywała.
Letreu daleko baczniejsza, powolniejsza, chytrzejsza może i ostrożniejsza, niemiała ani w części tego niezmordowanego ducha intrygi, téj czujności i daru szpiegowania co Federba, przed którą się nic utaić nie mogło. A miała téż u królowéj mir nadzwyczajny i gdy co chciała na niéj wymódz, zabiegała tak, że mimo Letreu, która się starała przeszkodzać, zawsze postawiła na swojem.
Wiedzieli o tem wszyscy, iż Federba, każąc sobie płacić zaprzystęp do królowéj, za jéj łaski, za każdą pomoc, dorobiła się już dosyć pięknego grosza, a że miała przytem wpływ wielki — na starających się o jéj kościstą rączkę niezbywało. Lepszych odemnie było
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Adama Polanowskiego notatki.djvu/94
Ta strona została uwierzytelniona.