Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/101

Ta strona została uwierzytelniona.

Dobrzeby było ich tu ściągnąć i tybyś powoli coś podsłuchała i dobyła.
— Kogóż mianowicie? — zapytała nieśmiało Loiska.
— Ba! o koryfeuszach takich, jak ów purytanin Małachowski, ani myśleć, o Ignacym Potockim także... ale myślę, że naprzykład Niemcewicza, Weissenhofa, młodych deputowanych, z dyplomacyi Engeströma, a nawet Lucchesiniego mogłabyś ściągnąć. Zresztą spis ich ci damy.
Loiska pomyślała trochę.
— Dom otworzyć, to rzecz najłatwiejsza — odezwała się — ale przecie ja sama nie mogę do niego zapraszać i musiałabym mieć kogoś do pomocy.
— Tak, z mężczyzn — wtrącił hrabia — o tem pomyślimy. Wskażemy ci adjutanta. Idzie o to, abyś młodzież tę, która tajemnicę swoich podziemnych robót tak dotąd ukrywać umie, pozorem wielkiego liberalizmu doprowadziła do tego, żeby ci się wyspowiadała. Coś knują, to wiemy. Schodzą się po różnych kątach, dlaczegóżby nie mieli tu? Rozumiesz?
Trochę zakłopotana gospodyni zaprotestowała:
— Ależ mój dom!...
Allons donc! allons donc! cóż to twój dom? Przecie go to nie zniesławi, owszem, podniesie. Wszystkie nasze baby politykują. Przy tej sposobności nawet możesz urosnąć, ba i za mąż się wydać.
Loiska miała oczy spuszczone.
Cela s’entend — mówił dalej hrabia — że z te-