Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dla pana może, ale dla kobiety bezbronnej być publicznie prześladowaną...
— Cóż ci zrobił? na co się ośmielił? — zapytał hrabia.
Loiska zamilkła, nie chcąc się przyznać, i usta do krwi prawie przygryzła.
Po krótkim przestanku, hrabia dorzucił:
— Mnie także raz przy wnijściu do teatru uczcił ten łotr jakimś przydomkiem i szyderską przemową; ale ja o to nie dbam!
Zadumał się trochę.
— Tak, tak — odezwał się, jakby sam do siebie — to być musi ich kreatura, podstawiona umyślnie, jeden z ich konjuratów... Postaramy się to zbadać lepiej.
Epizod ten w rozmowie uważając za wyczerpany, hrabia spojrzał na zegarek i żywiej kończył:
— A zatem c’est dit. Staraj się u siebie młodzież, którą ci wskażemy, gromadzić. Hrabia W., który u ciebie grywa, będzie jednym z wabików; zresztą twoje wdzięki, którym się żadna siła nie oprze, twoje kolacyjki, twój burgund...
— Panie hrabio, ale o introduktorze potrzeba myśleć — odezwała się gospodyni.
— Ba! ba! — zamyślił się, głową podrzucając, magnat. — Introduktor musi być z ich obozu, aby nie obudzać podejrzenia. Pomyśl o tem. Jeden z młodszych posłów... niepodobna, abyś ich nie znała.
Loiska miała już na końcu języka zapytanie we własnym interesie o starostę, lecz, że ten nie