Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/143

Ta strona została uwierzytelniona.

odmówił, zażył, kichnął i sam sobie powiedział: na zdrowieczko.
— Słuchaj, Juliaszek, ty wiesz, za kim my szli? — rzekł cicho.
— A juściż.
— Mogłoby ci się co okroić, hę? Gdzie on przepadł?
— E! e! gdzie, teraz już szukaj wiatru po polu; drapnął aż się kurzyło. Ale co wam daremnie po mieście za nim wałęsać się? Niech mi da ten — wskazał na hajduka — dwuzłotówkę, to powiem wam, gdzie go znajdziecie.
Tabakierka poszła na radę do hajduka. Szeptali długo.
— To frant, drwi. Oszuka nas — mówił hajduk.
Juliaszek, któremu fajka zgasła, począł ognia krzesać spokojnie. Po naradzie tabakierka wróciła do niego.
— Powiesz, gdzie go szukać?
— Dwa złote! ani dydka nie ustąpię. Już kiedy fortunę robić szelmostwem, to przynajmniej żeby człek miał chleb na starość.
Po nowej naradzie złożyli się chciwi połowu na dwuzłotówkę drobnemi miedziakami i Juliaszek, skrupulatnie obliczywszy pieniądze, a związawszy je w węzełek u koszuli, przybrał minę bardzo seryo. Mówił pocichu, nachylając się, zasłaniając ręką, i tak jakby największą zwierzał tajemnicę.
— Po mieście się za nim włóczyć darmo. Tu jest, tu go niema, swoich wszędzie znajdzie, którzy go ochronią i skryją. Wprost idźcie do dnia na Pragę, trzeci dom od mostu w prawo, u Szmula Za-