do marszałkowskiego więzienia. Ztamtąd go i dyabeł nie dobędzie. A jak się ludzie dowiedzą, że Barani kożuszek w kozie, dopiero się sypną oskarżenia. Chyba go żywego ztamtąd nie puszczą.
— Jezu miłosierny! Cóż tu począć — zawołał Maciej.
Juliaszek, widząc taki żal i trwogę w starym, przestał mówić; przyglądał mu się tylko, usiłując odgadnąć, jaki węzeł mógł łączyć tego, wcale porządnie odzianego, człeka z tym Baranim kożuszkiem odartym.
Wprawdzie dwie dwuzłotówki, które otrzymał od żebraka, głupich mu myśli napędziły do głowy, ale do ładu z niemi jakoś przyjść nie mógł. Rad się był czegoś dowiedzieć o tym żebraku, ku któremu czuł pociąg szczególny — i zapomniawszy o swej latarce, choć godzina wychodzenia z teatru zbliżała się, przystał do Macieja, nie opuszczając go.
Stary sługa w pierwszej chwili nie mógł się opamiętać, co mu czynić wypadało; Juliaszek to z twarzy jego wyczytał i targnąwszy za połę, szepnął:
— Chodźmy-no, jegomościuniu, na stronę. Tu ludzi siła.
Tak obezwładnionego żalem Macieja odciągnął precz od teatru, w pusty ulicy zakątek.
Chłopak był bystry, uczuł, że mu się naprzód potrzeba wytłómaczyć temu nieznajomemu, dlaczego mu Barani kożuszek nie był obojętnym.
— Widzi pan — rzekł zcicha — ten poczciwy stary dał mi dwa razy po dwuzłotówce. Serce ma dobre... żal mi go, jakby ojca rodzonego.
Spojrzał w oczy Maciejowi, ale ten stał, nie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/156
Ta strona została uwierzytelniona.