Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

— Sądzicie wy mnie dziś niewinnego, ale Bóg kiedyś was też sądzić będzie i spyta może: Jakeście to obchodzili się z tymi, których ja braćmi nazywałem moimi? Zowiecie mnie łotrem, zbójem i wszelkiemi imionami plugawemi, choć o mnie nie wiecie nic i nie uczyniłem nic, abym na to zasłużył. Włóczęgą jestem... tak; ale i Apostołowie, uczniowie Chrystusowi, włóczęgami się stali, dla opowiadania ewangelii. Spytajcie o mnie ludzi. Słowa Bożego opowiadać nie śmiem, bom sam nędzny grzesznik, ale co mówię, tego się przed sądem Bożym nie powstydzę.
Instygator aż się pochylił, słuchając. Zdumienie z osłupieniem prawie graniczące, zmieniło mu rysy. Warga ogromna zwisła bardziej jeszcze, oczy wyskakiwały z powiek.
Gdy Kożuszek mówić przestał, nie odezwał się już. Zasłuchany był i czekał.
— Jestem człowiek niewinny — dodał Kożuszek. — Nie mam się na kogo powołać, bo mnie tu nie zna nikt; ale zaświadczy za mną spowiednik i dobrodziej mój, ojciec Pankracy u Bernardynów, żem nie żaden zbój, ani złoczyńca.
Znowu obaj milczeli. Instygator zadumał się, zmarszczył i powtórzył, lecz znacznie złagodzonym tonem:
— Ale coś zacz?
Żebrak poruszył ramionami.
— Pokutnik biedny.
Posłyszawszy tę odpowiedź zrezygnowaną, badający popatrzył długo na Kożuszka, ramionami dźwignął, plunął i rozmiał się.