Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/191

Ta strona została uwierzytelniona.

oczyma szukając pani domu. Majestatycznym kroczkiem, z twarzyczką kwaśną i nachmurzoną umyślnie, Loiska zbliżyła się do niego.
— Dziękuję i dobra noc! — zawołał hrabia. — Tak niestety, dobra noc dać muszę, bo...
Spojrzał na nią szydersko nieco.
Loiska zmarszczyła się groźno.
— Panie hrabio — rzekła — niech-że ta narada, o godzinie tak niezwykłej, będzie ostatnią.
— A, par exemple! — przerwał żywo, kapelusz już na głowę nałożywszy, gość — o tem ja nie chcę słyszeć... Ma toute belle, zobaczysz, że na małej wyświadczonej mi usłudze źle nie wyjdziesz.
Skłonił się i, dalszych protestacyj słuchać już nie chcąc, wyszedł.
Loiska siadła zmęczona, ale w duszy uradowana wielce. Mało jest kobiet, któreby z posiadania wielkiej tajemnicy nie były uszczęśliwione, a w położeniu i przy charakterze pięknej pani, sekret takiej wagi był prawdziwym darem nieba.
Wśród tego społeczeństwa obracając się z trudnością, w położeniu będąc wątpliwem, właśnie teraz, gdy starosta zdawał się chcieć ją opuścić, gdy hrabia W. ostygał... potrzeba jej było mieć w ręku nowy oręż do obrony i działania. Straty poniesione dnia tego mniej już dotkliwie bolały.
Jak znaczniejsza część ludzi owych czasów, Loiska nie miała przekonań żadnych, sympatye nie pociągały jej ku żadnemu obozowi. Z jednym z nich tylko wiązały ją bliższe stosunki i interes. Gotową była zupełnie poświęcić ludzi, dla których nie miała