Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

zostali sługa i braciszek, który za dalszą już kwestą nie idąc, natychmiast do klasztoru powrócił.
Zastał tu Kożuszka, który, nie mając nic do roboty, wyprosił sobie miotłę i starannie zamiatał korytarze.
Pomimo danego Maciejowi przyrzeczenia, braciszek Izydor natychmiast, pod sekretem spowiedzi, poszedł wszystko opowiedzieć przełożonemu.
Ks. Brzeski, posłyszawszy to, zadumał się mocno. Nie wdawał się on w sprawy krajowe, bo ani czasu do tego nie miał, ani ochoty; z tego jednak, co słyszał o wystąpieniach Baraniego kożuszka na warszawskim bruku, mógł łatwo się domyśleć, iż był sprzymierzeńcem patryotów. W duchu i on do nich należał. Wzbudziło to w nim sympatyę dla niego.
Położenie więc staruszka tu, gdzie się spodziewano dlań surowości i obejścia ostrego, nie pogorszyło się wcale, owszem stało znośnem.
Gdyby nie pewna bojaźń odpowiedzialności przed marszałkiem, który tak blizko stał króla, będąc dobroczyńcą klasztoru i szpitala — przełożony byłby przez szpary patrzył nawet na ucieczkę żebraka.
To pewna, że do zbytku go nie strzeżono. Ks. Izydor wprowadzał doń pokryjomu Macieja, przynoszono mu nowe druki, odbierał i pisywał listy.
Żeby się zaś nie zdradzać, z dobrej woli pełnił posługi w klasztorze najmniej przyjemne i najcięższe.
Czas upływał. Spodziewano się, iż sprawa Baraniego kożuszka zapomnianą zostanie i on sam pocichu wymknąć się potrafi.