Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/228

Ta strona została uwierzytelniona.

sem zaledwie wymódz mogła na sobie pozór spokojniejszy. Rzadko wesoła, gdy raz przyszła do dobrego humoru, wpadała w rodzaj szału, a przejście z niego do gniewu i pasyi było piorunowe i czasem niedającemi się odgadnąć drobnostkami wybuchające.
Przy wszystkich tych dziwactwach, kaprysach, wybrykach fantastycznych, pięknością swą i jakimś urokiem nie dającym się określić obudzała gwałtowną namiętność.
Wszyscy, co się zbliżali do niej, przeszli przez tąkie przesilenie miłosne, namiętne, chociaż mało kto później, zrażony obejściem się, nie ostygł wprędce. Najmniejsze zobojętnienie dumna piękność karała natychmiastową wzgardą i już nie spoglądała na adoratora.
Służba u niej była niewolą u najstraszniejszego z despotów. Gdy położenie, okoliczności zmuszały ją ulegać komuś, zastosowywać się, słuchać, już dlatego samego zaczynała go potajemnie nienawidzieć.
Po dezercyi hrabiego W. i ostygnięciu starosty, mało kto wiernym jej pozostał. Dom coraz bardziej stawał się pustym i milczącym.
Spiskowi tylko, których tajemnicę podsłuchała Loiska, zbierali się tu czasem wieczorami, w liczbie niewielkiej.
Uwięzienie Baraniego kożuszka, do którego się przyłożyła kasztelanicowa, było dla niej nowiną radosną. Usiłowała starać się o to, aby zuchwałego żebraka ukarano jak najsurowiej; ale wpływ jej był mały i rozbił się o mnóstwo kanałów, któremi miał dostać się do marszałka.