Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/235

Ta strona została uwierzytelniona.

miętność wystawić miała, i ochłodła, przybierając dumną postawę.
Hrabia z uśmiechem pocichu szeptał:
— Nie przeszkadzam.
Wtem i matka zobaczyła go i poznała. Dla niej był to w samę porę, jakby z niebios zesłany sprzymierzeniec. Z cynizmem i swobodą, których jej długie, burzliwe życie nauczyło, poruszyła się, idąc ku hrabi.
— Właśnieś w porę przybył, aby nie dopuścić sceny niepotrzebnej — zawołała, piękne jeszcze rączki wyciągając ku niemu i wdzięcząc się trochę śmiesznie. — Cher comte! wyperswaduj-że tej ślicznej kapryśnicy, że z matką się nie wojuje, że się matce wiele przebacza i że, jeśli komu, to nam, spotwarzonym, biednym kobiecinom, nowego powodu do złośliwych plotek dawać nie trzeba.
Nim hrabia miał czać odezwać się, Loiska niecierpliwie wtrąciła:
— Tylko bardzo proszę, bardzo proszę, nie mieszać się do spraw naszych familijnych. Nie potrzebujemy żadnych pośredników.
Et vous laverez votre linge sale en famille — szepnął nielitościwy hrabia, który, gdy mógł ukąsić, nie pożałował nikogo. Loiska pięść mu za to pokazała, matka poczęła się śmiać.
— Dobrze — rzekła — wyrzekam się pośrednictwa, ale nie bądź-że dzieckiem i daj słowo, że się ze mną rozmówisz, jak przystało.
Loiska ruszyła ramionami gniewnie.