— Przecież nie jestem żadnem zwierzęciem — burknęła.
— A ja — dodał hrabia — ponieważ czasu nie mam, a z czemś pilnem przyszedłem, proszę pięknej gosposi na dwa słowa. Mama tymczasem siądzie i spocznie.
Dał znak Loisce, która nierada, zła widocznie, musiała jednak pójść do gabinetu z panem hrabią.
Matka tymczasem, która mieszkania córki i urządzenia jego nie znała, już to z trzpiotowością i zaciekawieniem wiekowi swemu niewłaściwem, obchodziła wszystkie kąty, przypatrywała się i zabawiała fraszkami, jakby zapomniała o tem, co ją tu sprowadziło i o scenie wyprawionej przez córkę. Malował się w tem cały lekkomyślny charakter.
Mecenas Zażywski, który ustąpił był do drugiego pokoju i podsłuchiwał, nie wiedząc, co spowodowało milczenie, wyjrzał.
Zelska spostrzegła go.
— Mecenasie — zawołała — wracaj sobie do domu. Nie będziesz już potrzebny. Loiska zaraz powróci, a ja już sobie z nią dam radę.
Posłuszny prawnik przeszedł na palcach pokoje i zniknął.
Hrabia niedługo zatrzymał piękną panią.
Zamknąwszy drzwi gabinetu, zwrócił się ku niej, śmiejąc się z twarzyczki nasępionej i wykrzywionej namiętnie.
— Przestrzegam cię, ma toute belle — począł — że gniew nie do twarzy i nadweręża twe śliczne rysy klasyczne. Wiesz, że Grecy nigdy marmurom
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/236
Ta strona została uwierzytelniona.