Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

nictw prawie niezbędną. Starszy z nich trochę, pięknej, wygolonej twarzy, rzymskiego typu, ze ślicznemi zębami, które rad w uśmiechu pokazywał — miał na sobie strój wytworny i smakowny francuski.
Postawa, jak twarz, uderzały pięknością, o której uwydatnienie posiadacz jej dosyć się zdawał starać. Coś razem melancholicznego, coś szyderskiego, znudzonego a pańskiego, stanowiło charakter oblicza, na którem życie gorące zostawiło już ślady. Był to kwiat świeży jeszcze, ale już więdnieć zaczynający. Mógł on mieć jeszcze chwiie blasku młodzieńczego, lecz w godzinach powszednich znużenie przeważało.
Towarzysz jego, młodszy, świeższy, wesół, uśmiechający się do życia, cały niem tryskający, zdawał się żywiej daleko tem, co go otaczało, zajmować. Na twarzy jego, nie umiejącej nic skłamać, każde najprzelotniejsze wrażenie malowało się tak dobitnie, iż nie dawało jej chwili spoczynku.
Ten miał na sobie naówczas wskrzeszony, po zaniedbaniu pewnem, szczególniej przez młodzież, którą za sobą przykład i wola królewska pociągały — ubiór polski, według mody nowej starannie, choć trochę jaskrawo i pretensyonalnie zrobiony. Przeważnie panowała w nim barwa szlachecka, karmazynowa, bo i kontusza wyłogi i żupan, pas, i buty, i czapeczka na karabeli i rapcie jaśniały szkarłatem. Pod szyją miał spinkę z ogromnego rubina i guzy u kontusza z korali.
Wąs blond, do góry podkręcony, nadawał fizyognomii jakąś butę i rycerskość.