Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/284

Ta strona została uwierzytelniona.

ale ja siwy jestem, a asindźka wiecznie kwitniesz i z kielicha życia pijesz.... Hm! ale już męty być muszą.
Cała drżąca, zwróciła się Zelska ku niemu i szepnęła:
— Mylisz się pan, nigdy nie byłam w Siedlcach, nie znam was...
— Barani kożuszek nigdy się nie myli — rzekł sąsiad — tem mniej, gdy o taką dobrą, serdeczną znajomą idzie, z którą się tyle wieczorów i księżycowych nocy nad brzegiem stawu spędziło.
Szyderski śmiech towarzyszył odpowiedzi.
— Co to jest — ciągnął dalej — kiedy komu Pan Bóg da szczęście. Ja w łachmanach, a asińdźka w atłasach; ja sam, pani zawsze z adoratorami; mnie w ustach i sercu gorzko, a u niej... słodycz i ambrozye. A jednak, słowo daję, chodziliśmy, pod ręce pobrawszy się, po tym ogrodzie i te niegdyś malinowe usta całowałem. Ale tysiące innych pocałunków starło z nich ślady tych gorących...
Zelska, drżąc, nacierała na podkomorzego.
— Na miłość Boga, chodźmy, chodźmy!
Stary towarzysz ze słabemi nogami, obawiający się ścisku, nie słyszący, co z drugiej strony prawił Kożuszek, protestował:
— Siedź-bo, asińdźka, nie można!
Barani kożuszek ust nie zamykał.
— Niewymownie się cieszę, że widzę dawną przyjaciółkę tak szczęśliwą i tak zawsze piękną. Słyszałem, ba! słyszałem, że się jej wiodło nadzwyczaj pomyślnie. Miałaś podobno głupiego męża, niepocz-