Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/296

Ta strona została uwierzytelniona.

Otóż zaręczyć mogę, że nigdy od niego nawet prezentu kosztowniejszego nie przyjęła.
— Rozumiem! — rozśmiał się hetman. — Ale waćpan wiesz, że takie bezinteresowności w kobietach zawsze najdrożej kosztują, bo się je potem płaci ryczałtem, osobą lub fortuną.
— Na ten raz nie wiem — rzekł Tytus; — była formalnie w nim rozmiłowaną.
— Więc też zapewne nawrócił ją na swą wiarę i skłonił do zdrady przeciwko mnie — zawołał hetman z gwałtownością wielką. — Otóż ja ci powiadam, że choć to jest kobieta i choć nie po kawalersku się spiszę, ale ja jej tego nie daruję!
To mówiąc, hrabia wyszedł do pierwszego pokoju, w którym już z suchemi oczyma, zamyślona, blada, zbrzydła i zestarzała siedziała Zelska.
Hetman ledwie spojrzał na nią.
— Ja także wyjeżdżam z Warszawy — odezwała się, wstając z kanapy. — Pozwoli hrabia, bym go pożegnała.
— Moja dobrodziejko, nie witaliśmy się, gdyś tu przybyła, i żegnać się nie mamy obowiązku. Niech Bóg prowadzi, a jeślibyś córkę zobaczyła, powiedz jej, że ja jeszcze długie mam ręce!
— Ja się z córką nie widuję — odparła Zelska.
Hetman, nie słuchając jej, wyszedł. Tytus, skłoniwszy się, wybiegł za nim, rad się jeszcze więcej czegoś dowiedzieć.
Hrabia nie był w humorze i nie odwróciwszy się, siadł do karetki, która na niego czekała, rozkazując wracać do swego pałacu.