Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/312

Ta strona została uwierzytelniona.

przeczytał naprędce, zawarte były papiery. Te dopiero po powrocie do swej izdebki stary począł rozpatrywać. Jak rodzaj wyrzutu, przyłączył mu wojewoda w oryginale list hetmana. Już po wyjściu starosty znalazł go Czeremecha, a że wiedział, gdzie go szukać było potrzeba, zdawało mu się, iż wiedzieć był powinien, kto go tak dotknął, wysłał natychmiast list przez chłopaka w aleje.
Gdy Brysia wniosła go do pokoju, w którym siedziali niemi i smutni, porwała się zaraz Loiska i chwyciła pierwsza papier, którego się obawiała.
— Tak, tegom się była powinna spodziewać — rzekła. — Hetman pomścić się musiał i srożej nie mógł nad to.
Rzuciła list na ziemię. Starosta podniósł go, popatrzył nań i zarumienił się.
— Wrogiem mu będę przez życie całe — rzekł.
Widok tego listu truł ostatnie chwile Loisce; zmięła go i rzuciła w ogień.
Starosta miał teraz do wszystkich wrażeń i uczuć dnia tego i zemstę w dodatku, która cierpienie zwiększała. Chciał jechać zaraz i wyzwać hetmana.
— Dziś nie — nakazująco zawołała kobieta — dziś należysz do mnie. Ani dziś, ani nigdy — dodała. — Hetman strzela zbójecko i nie oszczędzi was, a wy swojego młodego życia przeciw resztkom steranego żywota nie powinniście stawić. Nie pozwalam! Honor nie wymaga tego. Darować mu życie jest może najstraszniejszą karą. Szczęśliwi, co umierają młodo! — zawołała z uniesieniem — przy uczcie ży-