Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

rem, humorem, usposobieniami, kropla w kroplę była do matki podobną.
Wielbiciele, którzy dawniej i teraz jeszcze otaczali panią Zelską, gdy Loiska doszła lat piętnastu, zaczęli się cisnąć do niej.
Zawcześnie dojrzała dzieweczka poczęła się bawić hołdami i pod przewodnictwem matki starać się o świetne wyjście za mąż.
Kasztelanic S., którego niegdyś zwano Apollinem Mazowieckim, zapisany w pierwszych latach swej młodości w regestr mamy, żonaty później, rozwiedziony i niezbyt już młody, ale zawsze jeszcze piękny, począł konkury o pannę Aloizę. Było rzeczą najpewniejszą, że rodzina mu się z nią ożenić nie pozwoli. Pan Ambroży też opierał się całą siłą zbliżaniu się niemłodego i osławionego człowieka do dziecięcia swego. Matka popierała kasztelanica. Stało się w końcu, że dawszy tylko obietnicę ożenienia się, wykradł pannę Aloizę.
Ojciec pogonił za nim z ludźmi, przysiągłszy, że go zabije i byłby pewnie słowa dotrzymał, gdyby go mógł pochwycić.
W Warszawie kasztelanic zawiózł porwaną do pałacu, ze ślubem się ociągał, a tymczasem w kole swych znajomych jako żonę ją przedstawiał.
Nieoznaczony ten stosunek trwał lat parę. Matka często w pałacu kasztelanica przemieszkiwała, a ślub ciągle niby miał się wkrótce odbyć, gdy... kasztelanic zmarł nagle i panna Aloiza została, nie wiem jak to nazwać... słomianą wdową.
Rodzina jej kochanka nie chciała nic wiedzieć