Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/40

Ta strona została uwierzytelniona.

Barani kożuszek, utrzymywano, że ktoś się za niego przebrał.
Właśnie starosta z panem Tytusem wchodzili do sali tej i postrzegli oblężonego starca, gdy w progu spotkali się z obu znajomym hrabią Teofilem, jednym z tych świeżych hrabiów, których dziesiątkami koperty królewskich listów kreowały naówczas. Należał on do rodziny niedawno jeszcze z mroków niewiadomego pochodzenia wydobytej, wątpliwego szlachectwa, lecz teraz już uhrabionej.
Hrabia Teofil był z powołania tężyzną, człowiekiem potrzebującym żyć, bawić się i sprzedającym za krescytywę siebie, swe przekonania, sumienie i wszystko. Nie było milszego, ani łatwiejszego w życiu człowieka nad niego, ale też na nikogo mniej rachować nie było można.
Przyjaciel najserdeczniejszy wczoraj, jutro — na rozkaz — był wrogiem. Przerzucał się ze stronnictwa jednego do przeciwnego obozu, bez najmniejszego sromu, tak naturalnie, tak łatwo, jakby to, co czynił, było niemal obowiązkowem. Wszystko obojętnem mu było, oprócz własnego dobrego bytu. Dawał się za narzędzie używać każdemu, kto się nim chciał posłużyć, naiwnie tylko zapytując o korzyści, jakie mu to przynieść miało.
Hrabia Teofil, zobaczywszy starostę, dla którego możnej i wpływowej rodziny był z wielką czołobitnością — natychmiast, powitawszy go, uwiązał się do pełnego nadziei młodzieńca.
— A cóż tu robi Barani kożuszek? — zawołał Tytus.