Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/61

Ta strona została uwierzytelniona.

rwał Tytus, wpatrując się pilnie w gospodynię, która, nie dając najmniejszego znaku zakłopotania, śmiało patrzyła mu w oczy. — Królową reduty była jakaś w klejnoty nadzwyczajnie drogie i wspaniale ustrojona pani.
— A, teatralne klejnoty ze szkiełek! — przerwała, śmiejąc, się gospodyni.
— Zdaje mi się że nie — mruknął hrabia.
— Wcisnął się na salę — mówił Tytus — nie wiem, fałszywy, czy prawdziwy Barani kożuszek i narobił ogromnego skandalu.
Loiski twarz nie zdradziła się najmniejszem drgnięciem, ani zmianą koloru. Słuchała obojętnie. Starosta powiedział sobie w duchu:
— To nie mogła być ona.
Z twarzy Tytusa tego, co myślał, odgadnąć nie było można.
Hrabia, który jadł i pił z pośpiechem, wiedział tylko tyle, że gospodyni nie chciała być odgadniętą i to mu starczyło. Ostrygi były doskonałe.
— Barani kożuszek? cóż to jest? — zapytała Loiska.
— Jakto? panibyś nie słyszała dotąd o Baranim kożuszku? — podchwycił hrabia.
— Ja o kożuszku? — rozśmiała się pogardliwie gosposia. — Ależ kożuch to rzecz obrzydliwa! Pamiętam z lat mojego dzieciństwa zapach jego. Pfe, okropny! Mówcież, co ten kożuszek znaczy?
— Zagadkę — odezwał się Tytus. — Jest to żebrak, zdaje się pomieszanych zmysłów, czy ktoś, co udaje waryata, i korzystając z tego, prawi najnieprzyzwoitsze rzeczy, aby tem wyłudzić jałmużnę.