rzalsi republikanie stać będą przy starych prawach i bronić źrenicy wolności.
— Tak, na nieszczęście, my mamy z przeszłością do walczenia... i z nałogami wielą. Możnaby słownik ułożyć tych wyrazów, do których się u nas fałszywe przyczepiły pojęcia. Mamy do walczenia z dykcyonarzem. Począwszy od naszej wolności, wszystko w nim przerobić potrzeba.
— Jednakże — dodał pisarz — nasz obóz się powiększa. Mamy adeptów.
— No, i nieprzyjaciele wyrastają jawni — rzekł stary.
— Tem lepiej — zawołał gość. — Niech podniosą przyłbice: obliczymy się.
Pomilczeli chwilę; stary miał twarz zasępioną.
— Mówcie, co chcecie — odezwał się — Lucchesiniemu nie wierzę i tego ich pruskiego przymierza, w które biją, obawiam się.
— A! — krzyknął gwałtownie pisarz — to pan z nas jesteś jedynym niedowiarkiem. Zapewne ja mam to we krwi, jak wy wszyscy, iż Niemcowi nie ufam, ale tu, gdzie go własny interes prowadzi...
Gospodarz mocno usta wykrzywił.
— Pamiętajcież — zawołał — abyście się do nakarmienia czemkolwiek sprzymierzeńca przygotowali. Gdańska zechce, lub...
— My ani piędzi ziemi — zawołał pisarz — nie damy!
— Nie ufajcież przymierzu — zakończył stary.
I pomyślawszy, dodał z przyciskiem:
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/77
Ta strona została uwierzytelniona.