Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Barani Kożuszek.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

soło — on o ustawie jak w rogu i wiedzieć nic nie będzie, aż gdy ona przyjdzie na stół.
— Jakto? jeden z marszałków sejmu, co ma przygotować tę wiekopomną ustawę, nie wie do ostatniej godziny, nad czem pracuje?
Pisarz poruszył ramionami i śmiał się.
— Tak jest, na to wam przysięgam!
Staruszek, nie wydając głosu, rozśmiał się ustami tylko.
— Co za społeczność, wśród której spiskować potrzeba, aby dojść do celu, wszystkich bijącego w oczy!
Chwilę tak jeszcze rozmawiali o sprawach sejmowych, a gospodarz słuchał dawanych mu informacyj, to się zasępiając, to ciesząc, ale niezbyt gorąco i jakby niezupełnie w zapowiadany wierzył skutek.
— Ja ci powtórzę — skonkludował — com już rzekł: Quid leges sine moribus? Ustawa piękną rzeczą będzie, lecz ona nierychło przerobi nas, a tu periculum in mora. Ratować trzeba od rozkładu rzecz naszą pospolitą, szczególniej tę klasę, na której ona stała i długo jeszcze stać będzie. Nim lud z otchłani i ciemności wyprowadzicie na światło, wiele czasu upłynie. Na ramionach szlachty wszystko długo jeszcze spoczywać będzie, a ją zepsucie zjada i toczy... Magnaci, to kosmopolici i dla nich o ojczyznę nie idzie, bo się do innej z tytułami przesadzą. Półpankowie ich naśladują dla tonu, a i po wsiach zaraza złych obyczajów i lekkości już się zakrada. Gdy runą te stare podwaliny gmachu, padnie i on!