cie przytomnością moją szkodzić mogę? Nie stanowię zresztą o sobie, bom winna posłuszeństwo tej, która była mi i jest matką... Mówcie z nią o tem, nie ze mną... niech uczyni, co chce, ja jej będę posłuszną...
Mężczyzna popatrzał na nią z wyrazem jakiegoś gniewu, prawie obrzydzenia, ale razem ciekawie i badawczo... Coś go do niej ciągnąć się zdawało i odpychać razem.
— Masz waćpanna słuszność — zawołał — przyślij mi tu jutro matkę twoją... Ja do was przyjść nie mogę.
— Mamże jej to powtórzyć, coście mi mówili?
— Wszystko... ale pamiętaj, dziewczyno — dodał — jeśli kto więcej o tem się dowie, jeśli słowem zdradzisz mnie... napiszesz na siebie wyrok śmierci...
I znowu powtórzył z wyrazem jakiegoś gniewu:
— Śmierć! Śmierć!
To mówiąc, rozwinął płaszcz, a w ręku jego błysnął sztylet, który natychmiast połą narzucił... okrył się po oczy i milczał.
Hela, blada jak trup, stała, choć chciała uciec co rychlej... nogi jej drżały, a wyraz tych oczu przykuwał ją do miejsca.
— Jutro rano, tu... pamiętaj! — Zarzucił płaszcz na ramię i szybko pobiegł w szpalery...
Hela bez tchu prawie leciała do domu na wschody, otwarła drzwi ostatniem wysileniem i upadła u nóg Ksawerowej, słowa wymówić nie mogąc. Szczęściem mała Julka spała.
Przerażona wdowa podniosła ją, jęła rozpytywać, uspokajać, badać, ale nierychło potrafiła zrozumieć.
Czuła tylko, iż tej drogiej Heli grozi niebezpieczeństwo, i przyrzekła, że pójdzie nazajutrz... choćby na drugi koniec świata, zakląwszy tylko ją, by krokiem nie ruszała się z domu. Domyśliła się Ksawerowa łatwo, ze tajemnica, okrywająca urodzenie Bezimiennej, odzywała się w tem spotkaniu i groźbach.