Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, mości książę, bo nie było komu — rzekł kamerdyner.
— Jeżeli go nie struto — mówił dalej wojewoda — kazać go tu przynieść z koszem... natychmiast...
Puzonów siedział zdziwiony obrotem rozmowy, gniewny, ale zbyt grzeczny, by dał poznać zły humor po sobie.
— W istocie, byłoby to ciekawe doświadczenie — szepnął z cicha.
Chwilę mówili o rzeczach obojętnych, gdy dwóch lokajów wniosło psa leżącego w koszyku i postawiło na ziemi. Pies skomlał z bólu, ale radośnie zaszczekał i ruszył się, zobaczywszy pana, którego znał dobrze.
— Nie mogę ci, stary mój poczciwy stróżu i przyjacielu — rzekł książę — lepiej zawdzięczyć i przywiązania i wiernych posług, jak skracając ci nędzne życie, abyś się nie męczył.
To mówiąc, zdjął wojewoda jeden z puginałów ze ściany, obnażył go, podszedł do psa, aby go pogłaskać, i końcem ostrza drasnął zwierzę, które rzuciło się tylko i padło martwe, skostniałe w mgnieniu oka.
— Otóż widzisz, kochany jenerale — rzekł do Puzonowa, zamykając puginał do pochwy i rozkazując wynieść zdechłe zwierzę — jakie to były straszne oręże w ręku złych ludzi...
— To prawda! teraz przekonywam się, że to nie były wymysły poetów — odpowiedział chłodno Rosyanin.
Odważny Puzonów, choć nie bez wzruszenia spoglądał na doświadczenie, nie zmieszał się niem wcale; oburzyło go jednak, chciał się pomścić za to, co nieledwie za rodzaj groźby uważał.
— Mości książę — rzekł po chwili — były to inne wieki... wieki żywszych namiętności, intryg, tajemniczych schadzek, zdrad, zemsty, dramatycznych scen; my żyjemy w wieku prozy, dzięki Bogu. Są wprawdzie i dziś tajemnice, ale te się ograniczają do słabostek starych gachów dla młodych twarzyczek... i obchodzą się wyśmienicie bez użycia puginałów, które zwykle worek zastępuje.
Spojrzał na księcia wojewodę bystro, ale na twarzy jego żadnej nie dostrzegł zmiany.