będzie trudno, ale na co nam ludzie... aby resztę odebrali... trochę spokoju i ciszy?!
Wspomniałaś o nim... ja się już tem przerażam... człek obcy, nieznany... ty do niego przywykasz, a to ptak wędrowny... ani wiemy, kto on jest, ani po co się tu zjawił, ani dlaczego bawi i co robi... Że nie mając się gdzie rozerwać, przypytał się do nas... moja Helo... na tem nic budować nie można... Dziś jest, jutro go niema.
— Budować! — powtórzyła Hela z uśmiechem jakby szyderskim — a! alboż ja co na tem buduję? Wiem bardzo dobrze, że jak przyleciał, tak zniknie, że go nic tu nie wstrzyma a więcej może nie zobaczymy go w życiu... Ale, moja matuniu, dobrze choć jeden wieczór o troskach zapomnieć, przemarzyć, przegadać, mniej zostanie nędznego życia.
— A trochę nieprawdę mi mówisz, Helo kochana, o nie wierzę! — przerwała starsza — ja w myśli twej czytam jasno, bom nawykła od dzieciństwa... Czemu tak nigdy nie wyglądałaś naszego starego poczciwego proboszcza... lub kogo z mieszczan, co nas odwiedza? A jego...
— Moja matko — żywo podchwyciło dziewczę — jakże go można z tamtymi porównywać? To są ludzie poważni, a ten...
— Ale cóż w nim znowu nadzwyczajnego znajdujesz? — spytała starsza.
— Jakto? wy się pytacie? wy tego nie widzicie? — zawołała Hela poruszona mocno, zrywając się z krzesełka i siadając zaraz, jakby niepokój ukryć chciała — wy, wy nie czujecie, że takich ludzi nie wielu być musi na ziemi? Od niego zawiewa jakąś siłą, urokiem, potęgą... Widzicie przecie, że mnie ani młodością nie ujął, bo młodym już nie jest, ani pięknością, bo nigdy pięknym nie był, ani elegancyą, bo z powierzchowności wydaje się prostym człowiekiem... a mimo to, ten w szarej węgierce niepozorny człowieczek... przysięgam ci, mamuniu, to ktoś być musi... no — ja nie wiem, to wielki mąż jakiś... to bohater...
Starsza kobieta rozśmiała się smutnie, ruszając ramionami, potrząsając igłową z wyrazem politowania.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.