ludzi, co nie śpiąc tylko na apel czekali. Potem z wieży jednej odezwał się złowrogi dzwon pożarny i chórem wielkim odpowiedziały mu wszystkie dzwony stolicy... Mieszkańcy nieświadomi przebudzili się pod wrażeniem trwogi i rozpuszczonych wieści. Myślano, że Rosyanie rzucić się mają na miasto, barykadowano bramy; kobiety i dzieci zbiegały do piwnic, kryły się w lochach, tuliły na strychach... Nikt nie śmiał wynijść, tylko ciekawsi włazili na dachy i kominy, by coś zobaczyć.
Dzień nadchodzący śmiertelną po ulicach oświecił walkę. Strzały i wrzawa rosły co chwila. Reszty wojsk, tłumy organizowane mieszczan zbrojnych, lud wreszcie bezbronny biegł z krzykiem na odwachy, na warty, gdziekolwiek stali Rosyanie. Ciżba ściśnięta otaczała już z krzykami groźby kwaterę Igelströma przy Miodowej ulicy... zaciągnięto działa... dach kościoła Kapucynów pokrywał się zbrojnymi w muszkiety ochotnikami, którzy czatowali na okna ambasady... zaledwie mignęła w nich twarz ludzka, dziesięć kul rozbijało szyby.
Jęk dzwonów, huk dział, ryk tłumów rozjadłych, jak szum wzburzonego morza, zlane w jeden chór, rozlegały się w powietrzu. Od zamku, w którym król sam jeden opuszczony pozostał, do odległych przedmieść, na których stały oddziały wojsk przy okopach, mając odpierać napaść pruską, cała Warszawa pokryta była mrowiem walczących... Zaledwie gdzie jeszcze ucichł bój, usławszy trupami bruki, tłumy przenosiły się dalej.
Widok miasta był przerażający. Stało ono cmentarzem i pustkowiem milczącem gdzieniegdzie — wrzało walką zażartą obok... Garstkami, hufcami ściśniętymi tłumy przelatywały z jednego miejsca na drugie, parte siłą i zapałem tem większym, że długo powstrzymywanym. Ponad płynącymi tłumami górą unosiła się pieśń pobożna, okrzyki zwycięstwa... Cechy poformowane w oddziały, młodzież z pochwyconą w arsenale bronią, rzeźnicy z toporami oblegali zatarasowane domostwa i kościoły...
Wśród tego głuchego wrzenia kiedy niekiedy głośniejszy wybuch, tysiąc głosów i łoskot padającej budowli oznajmował w jednem miejscu ukończoną walkę.
Sklepy były pozamykane, kościoły zaparte, gdzieniegdzie wyrywano bruki, aby przeprowadzenia dział nie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/133
Ta strona została uwierzytelniona.