Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

sypce, a dom ambasadora w oblężeniu i napół kulami strzaskany.
Starościna, słysząc to, padła na krzesło i rzewnie zaczęła płakać.
Cóż się tam stać mogło z Puzonowem? z jej opiekunami, a potem co się stanie z nią samą?
Dzień cały nie jedząc, w nocy nie śpiąc, spędziła na chodzeniu od okna do okna, przewidując napad na dom, okładając się kosztownościami, które ocalić chciała.




XLVI.

W piątek o brzasku nikt oka jeszcze nie zmrużył w mieście prócz dzieci w kolebkach. Betina, wycieńczona czuwaniem i trwogą, leżała na fotelu, nie wiedząc już co zrobić z sobą, czy uchodzić i dokąd, gdy z cicha zapukano do bramy, a kamyczek rzucony z lekka uderzył w jej szybę.
Porwała się, biegnąc do okna. Mrok ranny nie dawał rozeznać, kto przyszedł. Cień jakiś przyciśniętego do wrót człowieka, za ukazaniem się jej przez szybę otwartą, dał znak naglący, aby go wpuszczono. Trudno było wtajemniczać gospodarza, lub przychodzącemu z nadzieją, z wiadomością, z przestrogą, odmówić drzwi. Betina wbiegła do Paprońskich, domagając się otwarcia furtki dla... brata. Z wielką ostrożnością obejrzawszy, iż przychodzień był jeden, odryglowano drzwi; po cywilnemu przybrany, obwiązany, osłonięty wkradł się niepostrzeżony Puzonów do starościny.
Gdy doszedł wreszcie do salki a drzwi ujrzał zamykające się za sobą, zrzucił płaszcz, który go okrywał. Betina krzyknęła... cały był krwią zbroczony, kule, choć nie śmiertelnie, przeszyły mu kilkakroć ręce, nogi, a jedna ośliznęła się, ryjąc bok cały. Winien był ocalenie słabym nabojom i oddalonym strzałom tylko. Poobwiązywany, zbroczony, drżący, rzucił się na krzesło... sił mu i tchu po utracie krwi brakło.
Betina stała przed nim z załamanemi rękami. Puzonów mówić nie mógł, znać było po nim wzburzenie,