Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

— O, marzycielko ty! marzycielko! — szepnęła — tyś taka stęskniona, głodna, młodość cię tak woła z tej pustyni do świata i ludzi, że tobie każdy przybysz wyda się przebranym królewiczem i bohaterem...
Hela westchnęła.
— Nigdy mnie, matko, nie zrozumiecie.
— Ani ty mnie, Helo kochana...
A po chwilce dodała ciszej.
— Moja ty droga, tylko tam nie daj głowie na rachunek bohatera bardzo snuć marzeń szeroko, on ci tak niespodzianie zniknie, jak dziwnie spadł z deszczem. Powtarzam ci, przypomnij to sobie, nie wiemy nawet kto jest, po co tu przybył... widocznie wpadł tu przypadkiem, czeka tylko na coś, z nudów dał się twym ślicznym oczom przywabić.
Hela zamilkła, ale chcąc zwrócić inaczej rozmowę, odezwała się na pozór obojętnie.
— A jakże się też matuni zdaje? ktoby to mógł być? Nieprawda, że to zagadka?...
— Której ja ani myślę odgadywać — dodała stara... W tak burzliwych czasach, jak nasze, kiedy się tyle ludzi wszelkiego rodzaju snuje po kraju — możnaż się domyślać nawet, co to za człowiek? Że nie prosty jakiś szlachcic, szukający obowiązku, to pewna... budzi to podejrzenie i domysły, dlaczego się ukrywa, czemu z nazwiskiem tai, bo to, co nam powiedział... jakieś... zdaje się, że je sobie zmyślił na prędce... a widocznie nie chce, aby go widziano, siedzi cały dzień na probostwie...
— A to matka wie — cicho bardzo szepnęła Hela, schylając się prawie do ucha — że na jakieś narady nocami przyjeżdżają do niego obywatele z okolicy, mieszczanie jacyś, wojskowi, księża... na probostwie czasem nie śpią do białego dnia...
— Skądże ty to wiesz? — zapytała starsza.
Hela się zarumieniła.
— No, dosyć, że wiem — rzekła.
— Nie trzeba ci o tem wiedzieć — zawołała matka zafrasowana — a na miłego Boga, nie mówić, nie powtarzać, nie pytać! — To mówiąc, załamała ręce. — Cicho! cicho! przed sobą samą... ja także wiedziałam o tem, a milczę nawet przed tobą... Straszne czasy!