Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/145

Ta strona została uwierzytelniona.

sama z trupami i z sobą... Siedziałam tak, aż dopóki same nogi, bez myśli, nie przywlokły mnie tutaj...




XLIX.

Starościna, która od czasu wtargnięcia do jej mieszkania Puzonowa nie wiedziała, co zrobi z sobą i biegała od okna do okna, wypatrując tylko, azali ją już wieszać nie idą, gdyż o zemście nad zdrajcami głośno po ulicach wołano — o mało nie padła, dobita tym widokiem, ujrzawszy Helenę oszalałą, skrwawioną, wpadającą z karabinem na schody.
Poznała ją pomimo ciemności, gdyż zatrzymała się była chwilę u wrót przed latarnią... i światło padło na piękną jej twarz zbielałą. Jej zemsty obawiała się ona najmocniej; przychodziło jej na myśl, że uwolnioną być może, ale nie widząc dłużej, wyobraziła sobie naostatek, że zamknięta w tym domu, gdzie byli Rosyanie, musiała być zabita, przywalona gruzami... Puzonów o losie jej nic nie wiedział.
Nagle zjawiało się to widmo mściwe. Zaryglowawszy drzwi, starościna pobiegła wystraszona do izdebki Puzonowa.
— Wiesz! wiesz, jenerale, co się stało z Heleną?
— Z tym szatanem — przerwał Puzonów — nie! nie wiem... i niechaj ją tam kaci porwą... strzelano do tego domu, leży w gruzach... a trup pod jego gruzami...
— A! nie! ona jest tu! tu! — krzyknęła starościna — rozumiesz waćpan... tu!
— Gdzie? u ciebie? — spytał Puzonów.
— U matki! ale za chwilę... któż wie! Widziałam ją, jak wbiegała skrwawiona... z karabinem w ręku... pijana...
— Z karabinem? śni ci się? — zapytał jenerał.
— Nie! nie... musiała się bić...
Jenerał pomyślał.
— A no — rzekł — to może być! może być...
— Na Boga! a jeśli ona, spragniona zemsty, tu wpadnie... jeśli wyda mnie... lub oskarży...