się z kim widzieć.... Wyjdź waćpan do przedpokoju i daj mi swoje świadectwo...
Wąsaty, milcząc, podał jej kartkę i ustąpił.
W chwilę potem Betina przybiegła, dając mu znać, by szedł za nią, i poprowadziła do Puzonowa. Drugi pozostał w przedpokoju na straży, a że miał pragnienie wielkie, przymówił się o butelkę wódki. Powietrze było wiosenne, wycieńczające.
Puzonów, ujrzawszy w progu wysłańca, podniósł się, stękając, wsparł na łokciu i zbliżyć mu się kazał.
— Cóż to? nie powiesili cię? — zapytał.
— Jeszcze nie — odparł wąsaty — i zdaje się, że nie powieszą chyba, bo krzyczę: Wiwat naród! Równość! Wolność! Niepodległość! Znają już Jakóba Sojkę, jako gorliwego patryotę.
Jenerał uśmiechnął się wzgardliwie.
— Mówże, co tam słychać?
— Źle słychać tymczasem — mówił Sojka, wzdychając — przyjdzie z głodu umierać... pobrali w niewolę naszych przyjaciół najlepszych, niewdzięcznicy... dużo narżnęli, trochę uciekło... trupów stosami... Co nasiekli, to nasiekli!
— Słuchaj, Sojka! oddamy w dziesięcioro! — zawołał Puzonów. — Co z Igelströmem?
— Jak miało być, tak się stało, uszedł w spódnicy księżnej.
— Cało?
— Cało i zdrowo! do Prusaków, bezpieczny — ale teraz chory ze złości.
— A odsiecz pruska?
— Trochę Niemcy byli podeszli, ale artylerya nasza dała ognia, powąchali i cofnęli się.
— Tchórze! — zawołał jenerał — dają im czas się opamiętać! — Chwycił się za głowę. — Oj! będzie, będzie od Imperatorowej wszystkim, i warto... gdyby byli słuchali...