Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/172

Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech ci Bóg przebaczy — odparła Ksawerowa cicho. — Kazał Pan nasz... ja ci mój żal daruję dla ran Jego.
I wyszła żywo.




LVII.

Powróciwszy, zastała Helę przy Julce. Dziecięciu zdawało się być znowu gorzej pod wieczór. Zapominając o swym bólu, starsza klęczała przy niej, kołysała głowę jej na ręku i usypiała, jak niemowlę. Był to jedyny sposób uspokojenia dzieweczki, bo ta tak kochała Helę, że każde jej dotknięcie cudownie jej cierpienie łagodziło.
Z twarzy Ksawerowej poznać było można, iż przychodziła z czemś ważnem a smutnem, oczy miała jeszcze łez pełne, zaczerwienione od płaczu, szła osłabła i padła przy łóżku. W ręku jeszcze trzymała ten pierścień, z którym nie wiedziała, co uczynić, nie śmiała rzec słowa.
Wszystkie te wypadki nadzwyczajne, tak szybko następujące po sobie, wycieńczyły ją — wzruszenie, przestrach, radość na przemiany — wyczerpały biedną. Na Helenie mimo posępnej twarzy znać było tylko spotęgowaną energię, brew miała zmarszczoną, ale z pod niej ogień tryskał z oczu. Milcząca była, pogrążona... zdawało się jednak, że jakieś postanowienie niewzruszone tkwiło w niej i dodawało siły.
Julka usnęła, noc już była, dwie kobiety wyszły na palcach do pierwszej izby. Tu od godzin kilku nietknięta stała wieczerza. Ksawerowa wskazała ją Helenie.
— Jedz — rzekła — musisz być głodna.
— Nie, nie! — odpowiedziała Helena — wy jedzcie, wam więcej sił potrzeba... mnie trawi gorączka... mnie się w głowie zawraca... ja głodem przemogę chorobę. Napiję się wody, to dosyć.
— Heleno moja! o! szanuj się — szepnęła Ksawerowa — tyś wszystkiem dla nas! ja się tak boję o ciebie.
— Tak! pragnęłam żyć tylko dla was! dla was — mówiła Hela — sobie i ludziom innym jam niepotrzebna... Cięży mi życie... ale wam winnam wiele... żyć muszę... Inaczej, o! inaczej!