Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/183

Ta strona została uwierzytelniona.

dała? Toć z nią pacierzy pewnie odmawiać nie będzie. Ale nam co do tego!
— Taki stary!
— Stary... to nic nie szkodzi, u nich ta waryacya całe życie trwa. Waćpan widzisz, to widocznie wielki pan, a oni mają bestye takie sposoby, że gdy strupieszeje już, naleje sobie w gardło leku i odmłodzi się. Oni żyją po sto lat, to my tylko chude pachołki umierać musimy bez czasu...
Pomilczeli trochę.
— Jak się WPanu zdaje — spytał Cypruś Brodawka — kiedy się też to skończy, bo to grunt jest, aby pieniądze schować do kieszeni... a teraz, że daje nam strawne... co to znaczy! człek zje, wypije, kupi tabaki i goły...
— Mospanie, choćby tego — odpowiedział Dyzma z powagą — ty nie jesteś kalkulator..... Co tobie z pieniędzy grubszych, choćbyś je wziął? Ja tobie powiem zaraz, co choćby będzie. Weźmiesz na swoją część czy kilka, czy kilkanaście talarów, choćby tego... i naprzód się upijesz...
— A ty?
— A! i ja się upiję, choćby tego... ale inaczej. Ty jak się upijesz, masz zaraz impet do kart... No — choćbyś siadł, to albo ja, albo kto z brzegu cię orżnie i jutro będziesz goły znowu.
— E! e! — westchnął Cypruś — gdybyście nie byli takie szelmy...
— A znajdziesz mi ty jednego z tych, co w karty grają, żeby szelmą nie był? — spytał Dyzma. — Ty masz taką żyłkę, a nawet żyłę, że nie wytrzymasz.
— No! ja ci się klnę, zobaczysz, że was teraz wszystkich ogram... do koszuli... Byleśmy tę panienkę pochwycili... a pieniądze... zobaczycie...
Ale ja taki wracam do tego, że interes głupi! Ona gotowa tam siedzieć rok i my jej nie wypłoszymy... Żeby tak zacna jaka kobiecina, coby ją pod jakim pozorem wyprosiła?
— Prawda — gdzie dyabeł nie może, babę posyła... ale znowu!
— Trzeba to jemu powiedzieć, bo tak znowu czekaj, czekaj na strawnem...