Jenerał spojrzał z podziwieniem i smutkiem razem.
— O, pani moja — zawołał — jest i rąk dosyć i serc jest dość poczciwych — obronim my ojczyznę, jeżeli Bóg pozwoli... wy nas czekajcie u ogniska. Jeśli wrócimy, przyjmiecie nas uznojonych... gdy na spoczynek zasłużym... jeśli nie, niech będzie komu pobożną usypać mogiłę i na niej się pomodlić.
Spojrzał na Helenę, z jej twarzy, dawniej swobodnej i wesołej, bił zbyt głęboki smutek, ażeby się czegoś nie domyślał, zdawało mu się, że ją zastanie radośniej poruszaną przybyciem przyjaciela. Znał świat — tknęło go to, poczuł, że musiał przybyć za późno.
— Gdyby to nie było niedyskrecyą — rzekł — spytałbym was, panie moje, co się też z wami przez te czasy działo?
— A! smutna to, czarna historya — odezwała się Helena — lepiej może, abyś jej pan nie słyszał. Co do mnie, cała się ona zamyka w jednem słowie... nie jestem panną Heleną, jestem panią... a nazwisko męża wstydzę się wymówić.
Jenerał porwał się z siedzenia.
— Być-że to może! — zawołał.
— Tak jest — odpowiedziała energicznie Helena — ale nie rzucaj na mnie kamieniem, bom ci winna jako przyjacielowi spowiedź szczerą... Ty mnie podźwigniesz może, poratujesz... poradzisz...
Zaczęła biedna... i głosu jej zabrakło nagle, zabrakło odwagi.
— Nie, nie! siły nie mam — odezwała się — ty, matko moja, powiedz mu wszystko za mnie.
I, zakrywszy twarz rękami, uciekła.
Jenerał siedział blady, Ksawerowa podeszła ku niemu i krótko, sucho, z boleścią opowiedziała nieszczęście swoje. W całej tej rozmowie wzmianki jeszcze nie było o tem, kto był mężem Heleny.
Dopiero, gdy skończyła, jenerał zapytał ją zadumany.
— Ale któż jest ten człowiek.
— Zowie się Puzonów.
Nazwisko to nie mogło być obce jenerałowi; uderzony niem porwał się z wyrazem boleści w twarzy.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.