— Puzonów! — zawołał — Puzonów!... i on tu jest dotąd!
— Był przynajmniej niedawno — dodała Ksawerowa.
Pan Tadeusz zamilkł, w dłoniach kryjąc zachmurzone czoło. Milczeli oboje. Naówczas Helena spokojniejsza, ale z oczyma zaczerwienionemi od płaczu wyszła, podając mu rękę.
— Jenerale — rzekła — widzisz, że nie pozostaje mi nic, tylko zginąć...
— Nie — odparł pan Tadeusz, spoglądając z uczuciem — powinnaś żyć i czekać szczęścia, które ci się należy... Los ci je wypłacić musi.
Nie chcąc być natrętnym, wziął czapkę, pocałował w rękę Helenę i szepnął z cicha:
— Jedną więcej zemstę... poniosę na plac boju!
Od początku rewolucyi kwietniowej pałac księcia wojewody, jak większa część innych pańskich gmachów, stał zamknięty. Wiedziano, że ks. wojewoda był dobrym Polakiem, ale się do spraw publicznych mieszać nie chciał. Mawiał, gdy mu to wyrzucano: Niech krawcy suknie szyją, szewcy buty, ja się do tego nie porywam, czego nie umiem. Na żołnierzam za stary, na statystę za głupi.
Zaraz w pierwszych dniach po ogłoszeniu nowego rządu księżna wojewodzina swe klejnoty, książę srebra swe stołowe kazali odnieść do skarbu publicznego. Ale potem pałac się zamknął i stał niemy a milczący. Wojewoda niekiedy wychodził sam jeden, wymykając się niepostrzeżony. Księżna jeździła tylko do kościoła. Po niejakim jednak czasie wycieczki częstsze wojewody ustały, uspokoił się, ludzi, którzy do niego przychodzili z jakimiś tajemniczymi interesami, poodprawiał, wszystko weszło w dawne karby.
Małżonkowie, spotykając się z sobą, mówili tylko o rzeczach obojętnych.
Dla rozrywki zapewne w jednostajnem a osamotnionem życiu, książę wziął się znowu do ulubionej alchemii