idzie... bo w istocie sprawa ta jest dla mnie więcej niż ciemna... jest niepojęta. Więc ta osoba... była tu przewieziona z polecenia księcia wojewody?
— Na to jest własnoręczne jego pismo do mnie — odezwała się ksieni, podając mu list przez kratę.
Wszystko to było zagadką. Podczaszyc spojrzał na list i nie mógł się z niego nic nauczyć, nie było się kogo poradzić.
Nie ulegało wątpliwości tylko, że ze śmiercią wojewody ustawała potrzeba rekluzyi; przecież trzeba się było upewnić, iż osoba porwana pretensyi o to mieć nie będzie... pomówić z nią o tem i skandal, mogący wyniknąć, zagłuszyć.
— Jeżeli to być może — odezwał się podczaszyc — chciałbym sam na sam widzieć się z tą panią.
— Zechcesz więc pan zejść do foresteryum, dokąd go siostra furtyanka zaprowadzi, a pani ta natychmiast tam znijdzie.
Podczaszyc, jakkolwiek zdziwiony i skłopotany, śmiał się nieco złośliwie z tego pośmiertnego odkrycia intryżki jakiejś nieposzlakowanego starca, i zaciekawiony bardzo zbiegł do foresteryum. Niedługo tu czekał, drzwi się otwarły impetycznie i w progu ujrzał z niesłychanem zdumieniem... dobrze sobie, niestety, znajomą niegdyś pierwszą swą ukochaną... Betinę.
Oboje osłupieli.
Starościna jednak prędko odzyskała przytomność i, nie mogąc przypisać zdrajcy intencyi uwolnienia, wpadła na myśl, że z jego powodu została uwięziona. — Wprawdzie i to jakoś nie było dla niej jasne, ale potrzebowała wywrzeć gniew na kimś i rzuciła się do niego z wściekłością.
— To ty, nikczemniku, mnie zgubiłeś!
— Betino! dobrodziejko — ze śmiechu się zanosząc i odskakując, zawołał podczaszyc — stój! jam Bogu ducha winien! Ten, który tu waćpanią posadził, nie żyje. Ale co u licha miałaś za stosunki z księciem wojewodą?
— Ja? alem go jak żyję na oczy nie widziała!
— Nie może być! On tu panią przysłał.
— Nie znałam go...
— Przecież...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/207
Ta strona została uwierzytelniona.