co znaczyła ta śmierć jego straszliwa? Moja dobra opiekunka mało mi co o tym wypadku powiedzieć mogła, bo mało wiedziała sama... Czem ten człowiek anielskiej dobroci mógł na taki zgon zasłużyć? co spowodowało zbrodnię? Zmiłuj się pan — dodała gorąco, chwytając go za rękę — może drugi raz w życiu nie trafi mi się spotkać kogoś, coby go znał, jak my, a mógł mi dać o nim wiadomość... to był dla mnie, a! jakby ojciec przybrany, wszystkom winna tej opiekunce a matce — i jemu. Pojmujesz, jak mnie wszystko, co się jego tyczy, obchodzi. O! proszę, proszę pana, nie odmawiaj mi...
Gość, jakgdyby milcząco pytał o pozwolenie starszej, spojrzał na nią; ta, nie okazując żadnego pomieszania, owszem ciekawość także — poczęła mówić, jakby przygotowując go do dalszego opowiadania.
— Mów pan, bardzo go prosimy — rzekła — i mnie też to obchodzi, bośmy byli jego przyjaciółmi... Chciałabym, żeby i biednej Helusi serce zaspokoiło się nieco... Nie prosta to ciekawość z naszej strony.
Mówiłam już, zdaje mi się, panu, że Helunia, którą ja kocham, jak córkę, a ona mi też płaci sercem dziecka, jest moją przybraną tylko... w istocie sierotą... Nie znamy nawet jej rodziców, tak się to nieszczęśliwie dla niej złożyło...
Gość potakująco głowę skłonił a patrzał na piękną, osmuconą jeszcze tem wspomnieniem Helę z większą, niż wprzódy, wytężoną uwagą, jakby w rysach jej szukał jakiegoś podobieństwa... jakichś śladów, utwierdzających rodzące się domysły.
— Nie mam ja teraz żadnych dla Heli tajemnic — mówiła dalej starsza — nie chcę nic przed nią ukrywać, aby biedaczka nie roiła nadaremnie... pragnęłabym, żeby się jej los wyjaśnił, ale dziś się już tego trudno spodziewać — tyle lat upłynęło!
Byłam jeszcze wówczas młodą bardzo, tylko cośmy się pobrali — ja i mąż mój nieboszczyk mieszkaliśmy