wyjaśniony. Opowiem go panu, który nam tyle okazujesz przyjaźni... rzadko się co komu podobnego trafia...
Męża mojego podówczas w domu nie było, wziął go był z sobą dla listów Książę Marszałek, jadąc na wieś. Siedziałam, jak dziś pamiętam z rana, krzątając się około gospodarstwa, gdy zapukano do drzwi... Widząc nieznajomego mi zupełnie poważnego mężczyznę już nie młodego, myślałam, że się o drzwi mylił, gdy bardzo wyraźnie powiedziawszy moje nazwisko, zapytał mnie, czy to ja jestem... panią Ksawerową... Zdziwiona, wprowadziłam go do mieszkania. — Tu nie widząc nikogo, począł od zapytania, czyśmy sami i czy poufale mówić może ze mną... zaklinając, abym, czy się zgodzę na jego prośbę, lub nie, zachowała ją w jak najgłębszej tajemnicy. Wszystko to mi się jakoś opacznem wydawało, ale ciekawość zaostrzyło. Zawahawszy się w początku, dałam słowo. Znowu tedy począł, rozwodząc się nad tem, jak wiele o nas obojgu dobrego słyszał... jakby rad był stać się nam użytecznym i w czemś nam dopomódz. Ale nazwiska swego jeszcze nie wyjawił. Spytałam go o nie — odpowiedział mi grzecznie, że to do rzeczy nie należy, i że się o nim dowiem później. Po długich mówieniach, naostatek rzekł do mnie, iż przychodzi mi proponować układ bardzo korzystny... że gdy własnych dzieci nie mamy, chce nam na wychowanie powierzyć sierotkę, nie mającą ani ojca, ani matki, a oddaną w jego opiekę.
Skąd o nas słyszał, kto mu tę myśl poddał, tego mi powiedzieć nie chciał. Przydał też, że dla przyczyn pewnych nazwiska nawet rodziców dziecięcia powiedzieć nie może, ale to później nam odkryje... gdyż małżeństwo dla familijnych przeszkód było sekretnie zawarte i t. p. Ofiarował przytem corocznie opłacać za wychowanie Heli parę set dukatów, które nam przy naszej szczupłej pensyjce skutecznie pomódz mogły.
Jakkolwiek mnie to zdziwiło bardzo i przestraszyło nieco — do dziecka się uśmiechałam, bo dzieci lubiłam, a własnych mi Pan Bóg nie dał jeszcze... jednakże nie śmiałam wchodzić w żadne układy, ani przyrzekać, bez wiedzy mojego męża — i odłożyłam decyzyę stanowczą do jego powrotu.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.