Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/26

Ta strona została uwierzytelniona.

uczyć — zaklął się, że innego nad niego nauczyciela mieć nie będzie.
O! poczciweż to, serdeczne było człowieczysko.
— O! i jam się też do niego przywiązała — dodała z cicha Helena — jakby do starszego brata... a gdy dzień go nie widziałam, tęskno mi było i na płacz się zbierało... Ale w smutnem przeznaczeniu mojem było, żeby to wszystko, co mi mogło życie osładzać — błysło tylko i — znikało. Dostałam właśnie, i gdym najwięcej potrzebowała, takiego nauczyciela... Pan Bóg mi go odebrał... I to jeszcze w sposób tak niespodziany, tak okropny, tak zagadkowy... jak całe życie moje...
— Wiem — przerwał gość — wiem, pamiętam ten wypadek. Byłem naówczas w Warszawie i traf chciał, żem pierwszy wszedł po wyłamaniu drzwi do jego mieszkania. O! pamiętam tę chwilę straszną... a do dziś dnia nie rozumiem, nie zgaduję, jaka mogła być przyczyna tej zbrodni...




IX.

W milczeniu zasłuchane kobiety patrzyły na opowiadającego, który tak dalej ciągnął cichym głosem:
— Ze Swobodą prawie od jego przybycia do Warszawy się poznałem, przyjaźń nasza rosła z dniem każdym, nie miał on dla mnie tajemnic... Znałem jego stosunki. Ludzie, z którymi żył, kółka, w których się zwykle obracał, domy, do których uczęszczał, mężczyźni i panie poufalej mu znajome... mógłbym był przysiądz, że ten człowiek nie miał nieprzyjaciela. Kogożby swoją dobrocią i słodyczą nie rozbroił, komuż i czemby się mógł narazić? Dla mnie i dla wszystkich okropna ta śmierć jego pozostała niepojętą zagadką...
Służyłem jeszcze natenczas wojskowo — dodał gość — i szedłem właśnie do koszar, gdy z ulicy spostrzegłem tłum ludzi, biegnących ku Bednarskiej, i ktoś mi rzucił wieść, że tam zbrodnia jakaś popełniona została... że zabito jakiegoś cudzoziemca, muzyka... Tknęło mnie to, bom pamiętał, że tam mieszkał Swoboda; pobiegłem za