Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/31

Ta strona została uwierzytelniona.

żądanym gościem, prędzejby się z kijem, niż ze sztyletem spotkał w wypadku zazdrości. Koniec końcem nie wiadomo nic i domyślić się niepodobna niczego.




XII.

— Zbrodniarz uszedł bezkarnie... — rzekł z westchnieniem nieznajomy.
— Na sąd Boży — dokończyła Ksawerowa. — My na kilka miesięcy przed wypadkiem tym uważaliśmy w Swobodzie wielką zmianę... Dawniej wesół, miły, spokojny, można powiedzieć szczęśliwy, nagle zmizerniał, pobladł, stał się zamyślonym... na najmniejszy szelest drgał, jakby się czegoś obawiał... Godzinami bawiąc się po dawnemu z Helusią, którą lubił tak bardzo, słowa nie wymówił, patrzał tylko, uśmiechał się boleśnie, znać było, że go troska jakaś przygniatała... widziałam czasem łzy w jego oczach, ale się ukrywał z niemi.
Gdym go łapała na tych zadumaniach tęsknych, zapierał mi się, przysięgał, że mu nic nie jest, i poczynał żartować, śmiać się, ale mu to nie szło, najczęściej potem uciekał.
Zdziwiłam się też mocno, gdy jednego dnia przyniósł Helusi swoją sylwetkę i dwa te medaliony, które prosił, żebyśmy przechowali... Jeśli się o nie upomnę — powiedział — to mi je oddacie, a nie, to niech u Heli zostaną, będzie mieć pamiątkę po mnie.
Drugi medalion, jak pan widzisz, wyobraża kobietę, profil piękny, ubiór wielkiej pani... ale z tego cienia kto się czego domyśli. Ja naówczas ośmieliłam się go zapytać, ktoby to był taki? — odpowiedział mi żywo:
— To — moja siostra...
Zapomniał, że wprzód jakoś, gdym go o rodzeństwo pytała, mówił mi wyraźnie, iż go nie miał, że był jedynakiem i sierotą.
— Moja siostra — powtórzył mi po chwili — dobra, kochana siostra, która mnie jedna w życiu kochała... Alem ją utracił...
Później dostrzegłam dopiero na drugiej stronie me-