moją winę — ja stary a przy tobie szaleję i zapominam się. — Serce mam doprawrdy za młode, za żywe, zbyt się przywiązujące łatwo, aby potem... cierpiało. Byłaś dla mnie tak dobrą, to też w głowie mi się zmąciło... Daruj, zapomnij i — bądź szczęśliwa.
Pocałował ją w rękę.
— Teraz, gdy mi już lada dzień odjechać potrzeba — mówił ciszej — ogarnia mnie żal i zgryzota, żem tu nawykł do tej słodkiej ciszy, do miłych z wami wieczorów. Wszystko to przyjdzie opuścić, pojechać i — zostać zapomnianym.
— I zapomnieć, powiedz pan raczej — przerwała Helena, patrząc nań ciągle, jakby go wybadać chciała. — My, biedne sieroty, opuszczone, samotne, jakżebyśmy zapomnieć mogły o człowieku litościwego serca, który dla nas okazał współczucie? Nasze dnie teraz z samych się wspomnień składają — ale wy — panie Tadeuszu — wy, jako mężczyzna, w czynnem życiu, we wrzawie jego, choćbyście nie chcieli — zapomnieć o nas musicie.
— A! nie! nie! — żywo odezwał się gość. — Mam serce, co nie zapomina... nudne, twarde... Trudno się na niem pisze, ale co napisane, to trwa i zostaje na wieki. Wierzcie mi — zestarzałem się, wielem się tułał po szerokim świecie, a jednej z tych istot, którem szanował, które kochałem, do których mnie wdzięczność wiązała, nie zapomniałem do dziś dnia. One! to co innego! one... ani twarzy, ani imienia, ani głosu mojego nie znały — gdy ja —
— One! To serce wasze tak wiele naraz pomieścić może? — zapytała naiwnie Helena.
— Wiele — nie — rzekł, uśmiechając się smętnie — serce, panno Heleno, jak wasze śpiżarnie, musi mieć kryjówki różne na liczne wspomnienia. Każde z nich ma swoją oddzielną... a w środku stoi... ołtarz i na ołtarzu... jedno imię, obraz jeden...
Dziewczę poruszyło główką.
— Któżby znów śmiał marzyć o ołtarzu... dość choć małej w sercu kryjówki.
— Ołtarz ten — wywrócony dawno — rzekł smutnie pan Tadeusz — piorun weń uderzył — i chyba cudby go wzniósł na nowo.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.