biony, z głową zwieszoną i wzrokiem od dołu, twarz miał przeciągniętą, chudą, żółtą, pomarszczoną, oczki małe a chytre i ruchawe, wygoloną czuprynę i wąsy szpakowate. Na głowie miał czapkę rogatywkę wynoszoną i pomiętą, buty długie czarne zbłocone i małą szabelkę, jakby tylko dla proporcyi u pasa przyczepioną.
I wzrok i chód i wyraz ust zaciśniętych silnie pod wąsami, tak że dwie fałdy z pod nich twarz mu przerzynały — budziły wstręt i obawę. Zdawał się czegoś szukać, czegoś domyślać, szedł nieśmiało, skradając się, badając miejscowość i przypatrując ścieżkom; oczy przymrużał, rozpatrywał się, szedł, powracał — nareszcie, machnąwszy ręką, zbliżył się wprost do drzwi chaty, popróbował je otworzyć, a znalazłszy zamknięte, zapukał.
— Co to się i na wsi zamykają! — zawołał.
— Kto tam? — spytała Hela.
— E! kto tam! no! podróżny, który ma dwa słowa do powiedzenia.
Pomiędzy starą a Helą cichy się spór zawiązał: otworzyć mu, czy nie. Zdawało się, że bezpieczniej było odemknąć i zbyć się go prędko, niż niecierpliwić i trzymać na progu.
Hela odryglowała drzwi, nieznajomy się wsunął cicho, oczyma zaraz powiódł po wszystkich kątach, wzrok długo zatrzymał na pięknej twarzy, przeniknął nim aż do alkierza, i nim się odezwał, już oczyma niespokojnemi całą chatę splondrował.
— Niech będzie pochwalony — rzekł głosem ochrypłym.
— Na wieki! Czego pan żąda? — spytała Hela, trzymając go w progu.
— Podróżny, podróżny — oś mi się złamała na drodze... reperują chłopi... no — ranek chłodny, toć wolno się ogrzać nieco...
— Wygodniejby było gdzieindziej, nieopodal gospoda — odpowiedziała Hela — u nas ogień wygasł i wieje... a pan przecież szedł od dworu.
— No, tak! tak! — odrzekł podróżny posępnie, wprost już siadając na ławie, choć wcale nieproszony. —
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/42
Ta strona została uwierzytelniona.