Ale tu u waćpaństwa niegościnne progi... nigdzie po ludzku człowieka nie przyjmą... Co u licha! toć wam ciepła nie zabiorę, a powietrza nie wydycham.
Hela, nie chcąc z nim mówić dłużej, przesunęła się do alkierza, ale na miejsce jej weszła stara, którą podróżny skinieniem głowy powitaj. I Ksawerowa i on przypatrywali się sobie wzajemnie, na obu twarzach widać było podziwienie, wstręt i przestrach w oczach kobiety — oboje zdawali się poznawać, a jednak ani on, ani ona, nie okazali tego po sobie. Nakoniec Ksawerowa się odezwała.
— Skądże to Pan Bóg prowadzi?
— Co tam asani pytać będziesz — odparł chmurno siedzący — nic się ciekawego nie dowiesz... No! podróżny! do trzystu dyabłów, oś mi pękła... spóźniłem się. Wszakże to Dobrochów?
— A Dobrochów — potwierdziła kobieta.
— Któż tu mieszka we dworze?
— Ale pan idziesz ze dworu — jest rządca.
— A na plebanii?
— Ksiądz proboszcz.
— A tak! — miał podobno w tych dniach gości dosyć... hę?...
Ksawerowa powstrzymała się ostrożnie od wyraźnej odpowiedzi.
— Ja tam nic nie wiem...
— Nic nie wiem, nic nie wiem — kręcąc głową, rzekł przybyły — ależ przecież z tych gości tu ktoś i u jejmości bywał wieczorami?
— Dajże mi waćpan pokój! To do was nie należy! — mruknęła kobieta. — Nikt u nas nie bywał i nie bywa. — Przybyły obejrzał się, targnął wąsa... udobruchał się niby, przybierając słodszą minę.
— To szkoda, że się nic od jejmości dowiedzieć nie można, bo proboszcza nie znalazłem... a przyjechałem właśnie w pilnej sprawie, dla widzenia się z tym... z tym... waćpani wiesz... to mój stary przyjaciel... do trzystu... Możecie mi otwarcie powiedzieć, gdzie go znaleźć — pewno jeszcze nie wyjechał? Musi się gdzieś ukrywać? hę? mam do niego bardzo ważną sprawę... hę?
Stara milczała, przypadkiem wzrok jej padł na He-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/43
Ta strona została uwierzytelniona.