Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.

przepisał leki, ostrożności, wygody, nie mogąc wchodzić w to, jak trudnemi były do wykonania dla ubogich ludzi.
Poświęcenie się matki i przybranej siostry, zwiększone jeszcze groźbą niebezpieczeństwa, zajaśniało w całym blasku. Obie, nie mówiąc o tem z sobą, skazały się milcząco na chleb i wodę, na największe ofiary, byle to dziecko ocalić, byle mu dać to wszystko, czego stan jego wymagał. Mieniały się dniami i nocami u tego łóżeczka, wyprzedawały potajemnie ze wszystkich resztek biednego mienia i odzieży, by tylko Julce dostarczyć lekarstw, zdrowego pokarmu, zabawki. I to wchodziło w przepisy lekarza.
Był to widok przejmujący, ale niedostępny dla oczów ludzi — patrzał nań tylko ten, co wszystko widzi... Ocierająca się o nich garstka ludzi nic dostrzedz nie mogła. Ksawerowa nawet nie wiedziała o całej rozciągłości ofiar Heli, która owe medaliony w złoto oprawne po Swobodzie kazała prostą obciągnąć blaszką, aby ceną ramek lekarstwo Julki opłacić... Hela nie domyślała się też, dlaczego złota obrączka, ostatnia po mężu pamiątka, znikła z palca wdowy, była w zastawie u Żyda...
Cicho, milcząco pilnowały obie łóżeczka, w którem czarne, rozpalone gorączką oczy Julki świeciły im nadzieją, a usta zbladłe i spalone uśmiechały się jeszcze.
Pomimo pozornej wesołości dziecka, matka miała przeczucie jakieś straszne, rozpacz jej była milcząca, zdrętwiała, kamienna... Heli niepokój rwał się i buntował przeciw uciskom losu... Szukała w głowie środków, miotała się, płakała, ale pomysły najświetniejsze, gdy przyszła urzeczywistnienia godzina, zawodziły ją wszystkie. A smutek potrzeba było ukrywać w sobie, żeby nim boleści matki nie zwiększać.




XXII.

Ksawerową miała (jakeśmy mówili) przyrodnią siostrę w Warszawie, o lat kilkanaście od siebie młodszą, z którą od bardzo dawna zerwała była wszelkie stosunki — nie bez powodu.