zdobyć świetniejsze. Zawrzała gniewem, wściekłością niemal, ale piękne jej czoło wypogodzone nie pokazało po sobie tego, co krwawo przeszyło piersi... Spojrzała w zwierciadło, przekonała się, że młodość kwitła na licu, poprzysięgła zemstę i uśmiechnęła się tylko. Życie pochwyciło ją i uniosło...
Przysięga została zapomniana wprędce, ale, jak pieczęć gorąca, zostało po niej piętno niewidome, które się odbijało wszędzie i zawsze, w jej przywiązaniu, nienawiści, w przyjaźni i obojętności. Już nikogo kochać nie mogła, a każdy się jej zdawał nieprzyjacielem; obchodziła się z ludźmi, czując w nich tylko zajadłych wrogów, przeciw którym każdy oręż był dobry. — Z tym chłodem i przewrotnością, która jej pewną wyższość dawała, Betina potrafiła sobie wyrobić stanowisko odrębne w ówczesnem zakulisowem społeczeństwie warszawskiem.
Wszystkie pamiętniki owej epoki, wszyscy podróżni, którzy w ostatnich latach XVIII wieku zwiedzali Warszawę, wzmiankują jako o rysie charakterystycznym owego zepsucia i o tym tłumie kobiet dwuznacznych, niewidzialnych urzędowi, skrytych gdzieś w głębinach miasta, o których imieniu nikt w towarzystwie nie wspominał, do znajomości się ich nie przyznawał — a jednak w ich salonikach wytwornych najwybrańsze towarzystwo owego czasu znaczną część życia spędzało.
Inflantczyk ów (Schulze), który zostawił po sobie tak na nieszczęście żywy wizerunek Warszawy ostatniego dziesiątka wieku, rozwodzi się nad tą klasą kobiet, które zwyczaj i moda narzucały nawet ludziom poważnym, starcom bez namiętności i serca, skazanym na malowane kochanki.
Część znaczna Krakowskiego przedmieścia zajęta była przez te panie, których twarze i imiona znała cała stolica, przyjaciół mówiono sobie po cichu, a intrygi poboczne na dworze jako zabawkę podawano. Stopniowanie było wielkie... począwszy od tych, co świetnie za mąż wychodziły — potem aż do tych, co okryte różem i muszkami, więdniejąc, spadały aż w błoto uliczne... Tężyzna ówczesna starała się o najpiękniejsze konie i najładniejsze twarzyczki, a że książę Józef dawał ton młodzieży, Tepperowie młodzi musieli kupować taran-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/59
Ta strona została uwierzytelniona.