dzi, niosąc garście pełne złota, kieszenie wypchane klejnotami... wszystkie dary Wschodu i Zachodu... Dla jej kaprysu posyłano sztafety po perfumy do Paryża, a po suche konfitury do Włoch.
Budziła taką ciekawość, że, słysząc o niej, najsłynniejsze ówczesne piękności stanisławowskiego dworu, poprzebierane, cisnęły się, aby ją widzieć z blizka, mówić z nią i wynieść z jej ust jedno z tych słówek ostrych, które zostawiało po sobie nieuleczoną bliznę. Słowem, była to Ninon w swoim rodzaju.
Wiedziała wszakże dobrze przebiegła istota, iż wziętość nie jest nieśmiertelną, młodość nie wieczną, moda nie stałą, a starość bywa smutną.
Wcześnie więc postanowiła radzić na to; przy pozorach świetnych stała się skąpą i chciwą... gromadziła pieniądz z zajadłością jakąś dziwną. Pozostałe resztki spadku po ojcu potrafiła wyrwać procesem z rąk jakichś spekulantów. Spieniężała klejnoty... frymarczyła sukniami... ograniczyła swe potrzeby...
Drugą monomanią jej stało się zamążpójście, któreby dało imię, oczyściło przeszłość i zabezpieczyło przyszłość...
Nie było ono łatwem, ale Betina z cynizmem sobie właściwym doprowadziła je do skutku. Historya tego małżeństwa została do dziś dnia w tych tradycyach staninisławowskich, które dobrze malują rozpasaną epokę i stolicę, całym wiekiem rozpusty oddzieloną od poczciwego kraju, od cichej a starej wsi polskiej.
W pewnych chwilach, powołujących do stolicy liczne zastępy wiejskiej szlachty, napływała ona do Warszawy z niedoświadczeniem, naiwnością, dobrą wiarą, które ją na dziwne czasem narażały zawody. Wieśniak nie zrozumiał i zrozumieć nie mógł, ani społeczeństwa tego, ani jego podziału, ani postaci, które mu się tu nastręczały. Dworacy mistyfikowali krwawo nieszczęśliwych. Wprowadzano ich nieraz do domów wcale nie szanownych i przedstawiano osobom, odgrywającym dla nich rolę kobiet wielkiego świata. Niejeden dał się wziąć na to i srogo swą dobroduszność przypłacił, ale nikt okrutniej nie został złapany nad starościca Odrzygalskiego, który jako żyw pierwszy raz ze wsi przybywszy
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Bezimienna T. 1.djvu/61
Ta strona została uwierzytelniona.